czwartek, 9 lutego 2017

Warszawa - miasto dymane since 1944


Przy okazji całej gównoburzy wokół budowy tramwaju na Gocław, który jest mi w sumie stosunkowo obojętny, naszła mnie dość przykra refleksja na temat Warszawy, jej mieszkańców i władz. I wniosek jest dość smutny.


                Trasa Tysiąclecia
W latach 60-tych zaplanowano sobie Trasę Tysiąclecia. Przygotowano miejsce pomiędzy Kępą Gocławską i Gocławiem, kiedy jeszcze nikomu się nie śniło, że kompletni ignoranci lub, co bardziej prawdopodobne, bezczelni oszuści będą sprzedawać tam mieszkania „w centrum Saskiej Kępy”.


Pracownicze Ogródki Działkowe
            W 81 roku gminy warszawskie wykupiły trochę gruntów pod Pracownicze Ogródki Działkowe, które zostały oddane ludziom w… właśnie. W sumie nie wiem, jeśli Wam się chce, to szukajcie i róbcie internetowe śledztwo. Ale pewne jest, że nikt z użytkowników tych gruntów niw wykupił, a tylko wybranym przyszło z nich korzystać. Zasady …ekhm… dzierżawy, to jedno, drugą kwestią jest selekcja. Ogródki przypadły oczywiście głównie pracownikom państwowym. I to głównie ich „spadkobiercy” mogą dziś trzymać się tych kawałków zieleni. Zasady nie są mi w 100% znane, bo nawet ustawa dostępna w Internecie nie precyzuje pewnych spraw. Mądrzyć się więc nie zamierzam, ale pewne jest, że nie każdy może sobie pozwolić na „posiadanie” na własny użytek własnego ogrodzonego kawałka zieleni w Warszawie.

 

                Dekret Bieruta
Od czasu upadku komuny, czyli odzyskania tej mitycznej „wolności”, minęło ponad ćwierć wieku, a konsekwencje dekretu pozbawiającego ludzi praw do swoich nieruchomości są nie tylko widoczne jak na dłoni, ale też na horyzoncie nie widać rozwiązania, które satysfakcjonowałoby wszystkie strony. Przy tej okazji mamy ludzi wyrzucanych na bruk, mamy handel prawami własności, mamy kamienice przeznaczone pod socjal zdewastowane i walące się, mamy ludzi, którzy walczą o prawa do budynków, w których dorastali, które budowali ich rodzice lub dziadkowie, mamy miasto, przepraszam, Urząd Miasta, który, za przeproszeniem, robi w chuja zarówno spadkobierców, jak i lokatorów. Mamy pazernych deweloperów – chuliganów i oszustów i lepkie rączki w ratuszu. Wystarczy poczytać historię kamienicy przy Chodakowskiej 22. W skrócie: być może najpiękniejsza kamienica całego tworu, jakim jest „Praga Południe” jest zamieszkała i wymaga remontu dachu. Ratusz i konserwator przerzucają się pismami, aż w końcu wali się strych i remont nie wymaga już kilkudziesięciu tysięcy, a kilkaset. Deweloper ma obok adoptować zabytkową fabrykę, ale burzy ją. Narusza konstrukcję kamienicy, ludzie zostają wysiedleni. W między czasie pewne zacne osoby walczą o wpisanie kamienicy do rej. zabytków i proponują otworzenie tam muzeum Grochowa i Kamionka czy czegoś w ten deseń. Ale wszyscy mają to w dupie. Potem deweloper rozwala drugą zamieszkałą kamienicę (!!!) i kolejni ludzie są wysiedleni. Deweloper stawia swoje getto „apartamentowców” i nadal prosperuje, jak gdyby nigdy nic. Widocznie kary nie były wysokie, pomimo rozwalenia trzech budynków (WTF???). W ratuszu tez głowy nie lecą. Potem miasto znajduje kozła ofiarnego: pojawia się spadkobierca i miasto chce mu wcisnąć felerną kamienicę bez wizji lokalnej. W końcu dochodzi do przejęcia, w wówczas spadkobierca ma być odpowiedzialny za doprowadzenie kamienicy do stanu niezagrażającego otoczeniu. Z własnej kieszeni. Nie da się w niej mieszkać z winy miasta i dewelopera. Jest piękna i płakać się chce, jak się patrzy jak umiera, przez zaniedbania Ratusza, konserwatora, dewelopera… ale nikt nie podnosi krzyków. Kilku varsavianistów i blogerów się po produkuje, ktoś napisze „o, jaka piękna, jaka szkoda”. Tyle w temacie.


Deweloperka, Rodzinne Ogródki Działkowe, Świdermajery.
Deweloperzy burzą zabytki, robią z Gocławia Saską Kępę, z Powązek Żoliborz, tfu, Artystyczny, tną w chuja mówiąc kolokwialnie. Ale nie ma afery, prócz kilku blogów, bo kogo to obchodzi? Ogródki działkowe stoją, tylko wybrani z nich korzystają, nikt nie wnika nawet kto,  ale fajnie, że jest zieleń. W sumie racja. Z drugiej strony, jak zabierze deweloper, to jest ok, bo przecież ładne apartamenty postawi, będzie jakaś knajpa w pawilonach i nie ważne, że płot mówi otoczeniu „Fuck you, biedaki” i że części wybrańców od ROD-u nie pasi. Jest fajnie. Świdermajery płoną, bo kogo stać na ich utrzymanie, kiedy bez zgody konserwatora nie możesz wymienić okien? Ale przynamniej dzięki temu ludzie w ogóle dowiadują się, że takie budynku istnieją. Jeszcze. Jest fajnie.

 
Reprywatyzacja, referendum i prawicowe brednie.
Płacimy za koncert Madonny, o którym ledwo co słyszeliśmy, ale hej! Mamy stadion, za który mimo wpadek lecą gigantyczne premie. Problemu nie ma, bo wiadomo, tylko pisiory szczekają na Hankę. Hanka nie odpada w referendum, bo w sumie, trochę dobrego zrobiła, a jej konkurencja zanim cokolwiek zrobi już się kompromituje. W sumie się nie dziwię. Guział i Gliński to dla mnie takie sam autorytety jak sprzedawca w nocnym. Potem wychodzi na światło dzienne afera z udziałem HGW w lewej reprywatyzacji. I co? I kto szczeka? WSieci, czyli pisemko od Lisa SSmana (nie jestem jego fanem) i „dowodów” smoleńskich. Tak więc znowu, chuj z dowodami i faktami. W końcu to tylko „prawica” (hahaha, jasne) szczeka. No bo jak brać na poważnie artykuły gazety, której propaganda dawno przewyższyła standardy Gazety Wyborczej? Brednie jakieś, jest ok.


                Miasto jest nasze.
                Obywatele. Mieszkańcy. Warszawiacy. Miasto jest Wasze. Macie prawo do buntu. Czasem, mała, niestety, naprawdę nieliczna grupa osób, potrafi poświęcić swój wolny czas, a więc najcenniejszą Walutę i wyrazić sprzeciw wobec oczywistego faktu, że ktoś dyma to miasto i jego mieszkańców. Nie ktoś a ktosie. Szkoda, że późno, szkoda, że wybiórczo, ale inicjatywa piękna, złego słowa nie powiem. Bo kim że ja jestem? Cóż ja zrobiłem, poza smuceniem w piosenkach i biadoleniem na blogu? Nic. Obsikałem płot DOM Development i nie poszedłem na referendum. Napisałem ludziom gdzie leży Gocław. I sprzątam butelki, jak piję piwo na ławce. Ale na tym koniec. Więc powstaje ta piękna inicjatywa i trochę więcej osób patrzy podejrzliwie na Hankę, ale co bardziej zacietrzewieni nadal zarzucają krytykom piśdzielstwo i takie tam. Ja, zgodnie z moją zasadą tłumaczenia własnej ignorancji stoję z boku i nie oceniam, nawet się dokładnie nie wczytuję. Ale też i moi znajomi, moi kochani bliscy mi Warszawiacy, raczej ex-platformersi, korwiniści, socjaliści z Razem czy przejarani palikociarze nie szczekają. Jest ok.


                Tramwaj na Gocław.
                Raptem pojawia się skandaliczny pomysł doprowadzania na Gocław Tramwaju. Raptem Saska Kępa jest na Saskiej Kępie, Gocław na Gocławiu. Raptem Ogródki działkowe są bardzo cenne i ludzie mają do nich prawa własności. Raptem dowody na korupcję w ratuszu obchodzą wszystkich. Raptem sąsiad, któremu mówiło się z uśmiechem „dzień dobry” może być wrogiem, bo może popierać ten zbrodniczy pomysł. Raptem Trasa Tysiąclecia planowana od pół wieku jest feee. Raptem dajemy wiarę, że dożyjemy metra, zanim zabije nas smog. Raptem czekamy, aż Hankę wyprowadzą w kajdankach. Raptem w Warszawie coś jest nie tak! I mamy gównoburzę, ludzie wyzywają się w Internecie, mają setki kompletnie wyjebanych w kosmos argumentów o prowadzeniu tramwaju przez skierki i zielonych płucach Warszawy w ROD-ach, raptem wychodzi na jaw, że „apartamenty nad jeziorem” to nie Konstancin, tylko bloki obok ruchliwej trasy przy drugiej planowanej.

 

                Prawda.
                Nie interesuje mnie tramwaj. Pracuję w Rembertowie, mieszkam przy Fieldorfa. Widzę plusy, widzę minusy. Może i wolałbym metro. Trasę Tysiąclecia przywitam z otwartymi ramionami z tramwajem, czy bez. Widzę sensowne argumenty za i przeciw. Widzę potencjalnie możliwe lepsze rozwiązania, bo raptem okazuje się, że prócz wyzwisk, można również sformułować konstruktywną myśl… Ale z tego wszystkiego nasuwa bardzo smutny wniosek, który w sumie można by uznać za oczywisty, ale jednak nawet u takiego socjopaty, jak ja, wiara w ludzi czasem zamydla tą oczywistą prawdę. Większość ma to miasto w dupie. Interesuje nas ono, gdy mamy jakiś osobisty interes, czy to finansowy, czy polityczny, lub gdy chodzi po prostu o nasz własny, o ironio, ogródek.
 

                Post strictum.
                Gdybym miał więcej czytelników czekałbym na gównoburzę, ale może się obejdzie. Tak czy siak nie chce mi się dyskontować o tramwaju, róbcie sobie referendum, bo jakoś się dogadać musicie. Ja się wstrzymam od głosu. Nie chce mi się gadać o działkach, bo swoje zdanie mam, ale nikogo nie zamierzam do niego przekonywać. Choć kocham zieleń i nie chcę jej zabetonować, nie lubię wydzielania jej dla wybrańców, zarazem nie dziwiąc się im, że woleli by ją nadal… ekhm… „posiadać”. O deweloperach i ratuszu swoje powiedziałem. O polityce gadać nie zamierzam, bo mamy tak doborowe towarzystwo, że ciężko się zdecydować kto jest większym chujem. Tak więc nie próbujcie nawet. Ale raczcie spojrzeć szerzej na problem i trochę się zastanowić. Każdy problem związany z Warszawą jest cholernie skomplikowany, a każda łapówka, która ujrzy światło dzienne, to tylko wierzchołek góry lodowej, który został wyłapany głównie po to, żeby bronić czyjegoś interesu, a nie interesu miasta. Bo miasto dymali Niemcy, dymali Ruscy, a teraz ochoczo dymają Polacy w Ratuszu, w firmach deweloperskich, w spółdzielniach, czy zwykli mieszkańcy, robiący syf wokół siebie, stawiający płoty, niszczący ławki, usuwający kosze, stawiający parkingi na trawnikach i boiskach itede itepe. Jeżeli miasto to mieszkańcy, to czy naprawdę to miasto zasługuje na więcej?

9 komentarzy:

  1. "z Powązek Żoliborz, tfu, Artystyczny,"

    Z Żoliborza Przemysłowego, Artystyczny, bo podobno nowi mieszkańcy nie chcą mieszkać na Przemysłowym. >:0 wtf??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To miejsce to Powązki, o tym jest o tym oddzielny wpis. Zapraszam do lektury, prócz rzekomego "festiwalu hejtu" jest tam sporo ciekawych informacji. A Żoliborz Przemysłowy / fabryczny to wymysł czasów PRL-u, kiedy to i Bieny były częścią dzielnicy. Taki z tego Żoliborz, jak z Gocławia Praga.

      Usuń
    2. EDIT: Bielany, nie Bieny :)

      Usuń
    3. Z Gocławia Praga to dużo powiedziane, administracyjnie Żlb sie zgadza z tożsamością dzielnicy (przemysłowy wiązał się z gigantyczną ilością terenów zielonych) juz od dziesięcioleci, teraz nowoczesny kawałek sie odcina grubą kreską. Anyway, nazywanie tych osiedli komercyjnie Żoliborz taki czy siaki jest poprostu przykre i grubo fantazyjne. Niczym się nie różnią (osiedla) od masy dvlperki w innych dzielnicach.

      Usuń
  2. "Działek" w Warszawie nikt nie posiada. Mają użytkowanie wieczyste należące do Związku, czyli nikt tu prywatnymi działkami nie dysponuje, manipulujesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, więc w który miejscu manipuluję? Przecież właśnie o to mi chodzi i w ty widzę problem, że nikt ich nie wykupił. To własność gminy/miasta i każdy mieszkanie ma do tej ziemi takie same prawa jak właściciel altanki, z tą różnica, że tylko owi właściciele altanek mają przywilej korzystania z nich. Przecież dlatego pisałem o "posiadaniu" w cudzysłowie.

      Usuń
    2. Zresztą, nie to jest meritum i nie pisałem tego, żeby ich hejtować. Ja nic do owych użytkowników nie mam, ale uważam, że park lub droga powstające na działce miasta są ok, bo są dla wszystkich, a działki są dla wybranych, mimo, iż owych gruntów nie wykpili i to nie jest fair. Ale nadal to NIE jest meritum mojej wypowiedzi. Chodzi o fakt ile mamy patologi w Warszawie, które zawsze interesują ludzi dopiero wtedy, kiedy dotykają ich osobiście. Dlatego też owe patologie były, są i zapewne jeszcze długo będą.

      Usuń
  3. Skoro jest popyt, jest i podaż. Niestety.

    OdpowiedzUsuń
  4. Naprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń